'

Pan sędzia Rzepliński w swoim wywodzie uzasadniającym orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie tzw. "ustawy dezubekizacyjnej", w wielokrotnie podnoszonej przez jego adwersarzy kwestii potraktowania byłych funkcjonariuszy pozytywnie zweryfikowanych i pracujących później w UOP, raczył stwierdzić mniej więcej tak, że ich nowe zatrudnienie nie oznaczało kontynuacji służby, a ich przyjęcie do tej służby nie było świadectwem moralności a jedynie aktem wielkoduszności.

Wtóruje mu ostatnio  Jan Rulewski ("..Weryfikacja była wyrazem chrześcijańskiego przebaczenia.." - "Rzeczpospolita", 08.02.2010r.). W podobnym duchu wypowiedział się także (w cytowanym na stronie internetowej ZBFSOP artykule) Roman Graczyk ("..Nowa Polska dała pozytywnie zweryfikowanym funkcjonariuszom SB szansę służenia demokracji, po latach kiedy służyli oni polskim komunistom i w pewnym stopniu Moskwie. To krok wielkoduszny i za to byli esbecy powinni nowej Polsce dziękować do końca życia.." - wypowiedź z 25.02.br.) (*).   Jest to nowy kierunek "argumentacji", którego odkrywcza świeżość zmusza mnie do zabrania głosu.

Bo jest to kłamstwo i hipokryzja!

Po pierwsze: Uchwała RM nr 69 z 21.05.1990r. w sprawie trybu i warunków przyjmowania do służby w UOP byłych funkcjonariuszy SB mówi wprost o potwierdzeniu kwalifikacji moralnych ("..Komisja kwalifikacyjna wydaje pozytywną opinię o kandydacie w razie stwierdzenia, że odpowiada on wymogom przewidzianym dla funkcjonariusza danej służby.. określonym w ustawie [o UOP], oraz  że posiada on kwalifikacje moralne do pełnienia służby, zwłaszcza że:

  1. w toku dotychczasowej służby nie dopuścił się naruszenia prawa,
  2. wykonywał swoje obowiązki służbowe w sposób nie naruszający praw i godności innych osób,
  3. nie wykorzystywał stanowiska służbowego do celów pozasłużbowych..").

Po drugie: przyjęcie do służby byłych funkcjonariuszy nie było (a przynajmniej nie w pierwszej kolejności) "aktem dobrej woli nowej władzy", jakiejś tylko szansy danej im, by zmazali swoje winy (tych "z winami" w ogóle nie zamierzano przecież przyjąć, jak zresztą tych, którzy ukończyli 55 rok życia, co oznacza, że nieprzystepujących do weryfikacji nie można ex definitione uznać za potencjalnych przestepców!), ale żywotną potrzebą nowego państwa - potrzebne były ich kwalifikacje wyniesione z dawnej pracy (wbrew obelżywym wypowiedziom ludzi takich jak senator Romaszewski nie polegające bynajmniej na umiejętności bicia przesłuchiwanych..).

Bez tych kwalifikacji nie byłoby możliwe tworzenie nowych służb i zapewnienie w tym przejściowym okresie, nieprzerwanie, bezpieczeństwa państwa. Zostali oni przyjęci nie w akcie wielkoduszności, w jakiejś chwili chrześcijańskiej słabości nowych (a naiwnych) sterników nawy państwowej, abstrahując od ich dotychczasowej drogi zawodowej, niejako wbrew niej, ale właśnie z uwagi na to doświadczenie - nie jako "dobrzy kierowcy", "informatycy", "znający języki obce" (choć wielu z nich i tym się wyróżniało od nowo przyjętych spoza byłych służb), ale właśnie i wprost: jako umiejący werbować tajnych współpracowników, prowadzić obserwację, zainstalować podsłuch i realizować inne techniczno-operacyjne formy inwigilacji, obsługiwać łączność szyfrową. Bo bez tego nie może funkcjonować żadna służba specjalna! A także jako pracownicy zdyscyplinowani, z wpojoną lojalnością wobec państwa i przełożonych oraz zdolni do osobistych poświęceń, bo bez tego też nie ma mowy o efektywnej pracy operacyjnej! I też jako posiadający określoną wiedzę o potencjalnych zagrożeniach operacyjnych i funkcjonowaniu obcych służb specjalnych.

To na te ich postawy, umiejętności i wiedzę wyniesioną z SB (a bynajmniej nie chodziło tu o "haki" na nieprawomyślnych - to specjalność wysoce etycznych, zachłystujących się miłością bliźniego liderów i pomagierów obecnych elit politycznych!) liczyło nowe państwo. I NIE ZAWIODŁO SIĘ, o czym jakoś dziwnie zapominają ich obecni sędziowie, choć ten praktyczny sprawdzian jest przecież najlepszym potwierdzeniem słuszności tamtych ocen i decyzji nowej władzy..

Bo przecież od połowy 1990r. nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zagrożenia zewnętrzne dla Polski, w tym nawet te, które istniały już wcześniej i zupełnie realnie a nie tylko propagandowo - jak próbuje się teraz odwracać kota ogonem! Przecież w 1990r. Polska nie była jeszcze w NATO i UE, a państwa tych bloków militarnych i ekonomicznych - nawet jeśli już wtedy rozważaliśmy, czy mieliśmy nadzieję wejść do nich w przyszłości - choć nie postrzegały nas już jako wrogów, to widziały w nas w tym okresie naszego trwania na "polu niczyim" między Zachodem i Rosją (bardzo niedobre dla Polski położenie!) najpierw i przede wszystkim "zwierzynę łowną", miejsce gdzie można coś dla siebie i własnej gospodarki czy swoich narodowych interesów politycznych "ugrać" (bez względu na koszty tego dla nas!), bo nie byliśmy jeszcze objęci "ochroną" z tytułu przynależności do "ich świata".. Po drugiej zaś stronie tej "strefy niczyjej" była Rosja, której analitycy wywiadu już doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli mają w związku z tą perspektywą Polski coś u nas do "załatwienia" na przyszłość, to trzeba to zrobić szybko, teraz, bo później będzie trudniej..

Dlatego w tym okresie poddani byliśmy bardzo intensywnej obcej infiltracji operacyjnej, której celem bynajmniej nie było tylko stwierdzenie naszej dojrzałości do dołączenia do zintegrowanej Europy (choć i ta okoliczność nie mogła oznaczać bierności i pełnego "odkrycia" z naszej strony, bo przecież chcieliśmy integracji możliwie szybkiej i na najlepszych warunkach..), ale też "urwanie" z Polski, czego się tylko da, wykupienie (bo przecież musieliśmy się prywatyzować z udziałem kapitału zagranicznego, by zmodernizować gospodarkę) po możliwie najlepszej (DLA  NICH!) cenie.. Nasz kontrwywiad i wywiad miały więc wtedy mnóstwo pracy (choć nie zawsze te możliwości zostały dostatecznie wykorzystane..). Konieczne było wsparcie naszej dyplomacji w rozpoznaniu szczerości intencji naszych przyszłych partnerów.

Ludziom o krótkiej pamięci trzeba też dziś przypomnieć m.in., jaką postawę przyjęła wówczas mniejszość niemiecka w Polsce ("Helmut, du bist unser Kanzler..!"), jakie były naciski na różne ogniwa naszego państwa, byśmy przyjęli liczne a niezbyt korzystne dla polskich interesów projekty, jakie były przepychanki wokół zamknięcia wreszcie kwestii granicy polsko-niemieckiej oraz że w tym okresie Niemcy czynem włączyły się (kanałami jawnymi i niejawnymi..) w procesy, które doprowadziły do rozpadu Jugosławii i krwawej wojny na Bałkanach.. Było groźnie. Nawet niektórzy dzisiejsi elokwentni i pouczający nas w kwestiach "moralno-patriotyczno-niepodległościowych" mentorzy naszej obecnej elity politycznej mieli w tych okolicznościach przedziwne pomysły..

Czynem wywalczaliśmy sobie pozycję wśród państw Wspólnoty Europejskiej i NATO. Temu służyły np. dobrze dziś znane operacje naszego wywiadu SAMUM i POMOST..

Jednocześnie trzeba było zacząć budować pozycje operacyjne na kierunku wschodnim - w starciu ze służbami, które takiej przerwy jak nasz wywiad i kontrwywiad w 1990r. nie zaznały i działały wciąż jak potężny, dobrze naoliwiony automat, sprawnie identyfikujący nowe zagrożenia z Zachodu (poszerzonego już w 1989r. przez służby rosyjskie o Polskę), uruchamiający wszystkie aktywa, które tylko w tym okresie można jeszcze było uruchomić, a niekoniecznie już parę lat później.. I kto mógł się temu przeciwstawić, stworzyć skuteczną (a potwierdziły to dokonania kontrwywiadu) zaporę tej operacyjnej ofensywie..? Czy byliby do tego zdolni sami - choćby i najinteligentniejsi - nowo przyjęci "z ulicy" pracownicy?? Nie. Mogli to zrobić - i zrobili - przede wszystkim ci właśnie niedobrzy SB-cy - dzięki swoim kwalifikacjom, zaangażowaniu i patriotycznej postawie (panu Rulewskiemu na jego stwierdzenie w cytowanym na wstępie artykule, że "..awansowi [w SB] towarzyszyła uproszczona edukacja.." wskażę tylko pod rozwagę - zamiast komentarza - "dokonania" jego politycznych kolegów z niedawnego okresu, którzy podobnie jak Armia Czerwona w 1941r. - choć tych jednak coś usprawiedliwiało.. - szkolili oficerów służb u progu XXI wieku na kilkunastodniowych kursach! Może zainteresowałby się pan skutkami tych wyczynów i kwalifikacji oraz płaconej przez podatników ceny takich awansów, karier..? Są ciekawe przykłady..).

I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa dotycząca faktycznej roli byłych funkcjonariuszy SB przyjętych do pracy w nowych służbach - to oni uczyli podstaw rzemiosła operacyjnego innych nowo przyjętych, bo inaczej nie można było tego zrobić (pamiętam poziom i... charakter jednego z kursów, zafundowanych nam przez zaprzyjaźnioną służbę obcą..; o "osiągnięciach" niejakiego Zybertowicza nie będę się wypowiadał..). Szkoda tylko, że nie wszystkich udało się wyedukować! Sam wyszkoliłem kilkudziesięciu z nich (wielu do tej pory pełni lub pełniło różne - w tym także wysokie - funkcje we wszystkich naszych służbach operacyjnych).

Są to sprawy oczywiste, a przynajmniej powinny być takie dla tych, którzy w imieniu III RP otrzymali "licencję na zabijanie", decydowanie o egzystencji i społecznym osądzie dziesiątek tysięcy ludzi. Dlatego wypowiedzi panów Rzeplińskiego, Rulewskiego czy Romaszewskiego (przypomnę: to ten od odkrycia, że SB-ek mógł mieć ciężką pracę tylko dlatego, że czasem się zmęczył bijąc przesłuchiwanego) można potraktować jedynie jako skrajną obłudę. Dotyczy to całej obecnej elity politycznej po prawej stronie, w tym PO, a tam - niestety, bo szczególnie przykro to stwierdzić - także niektórych (chwała tym, którzy zachowują się inaczej!) osób, które po 1990r. tworzyły służby i dobrze wiedzą, jak było naprawdę. Do pana mówię, panie Miodowicz, który odchodząc ze stanowiska przysłałeś mnie i innym członkom kadry kierowniczej podległego panu Kontrwywiadu UOP list z podziękowaniem za wspólną pracę.. Zabrakło panu odwagi, by o tym przypomnieć swoim partyjnym kolegom..?

Zapominacie panowie, że ta nowa Polska miała być wolna - także (nie mówiąc już o odwecie pod szyldem "chrześcijańskiego miłosierdzia"..) od politycznego i historycznego zakłamania, poprawiania faktów historycznych zgodnie z politycznym interesem jedynie słusznej siły przewodniej?

JK

(*) W powyższej krótkiej wypowiedzi ustosunkowałem się jedynie do jednego, wąskiego aspektu wypowiedzi sędziego Rzeplińskiego w sprawie pozytywnie zweryfikowanych i pracujących później w UOP b.funkcjonariuszy SB - tego dotyczącego motywów przyjęcia ich do nowej służby. Z pewnością dla pełnego ukazania hipokryzji pana sędziego oraz pozaprawnych (a i osobistych..) motywacji jego uzasadnienia wyroku (jak i zresztą kierunku argumentacji innych miłośników ustawy)  należałoby także rozważyć kwestię podniesionego przez pana Rzeplińskiego rzekomego braku ciągłości służby tych funkcjonariuszy oraz braku istotnego znaczenia ich motywacji wstąpienia do SB w kontekście jednoznacznie i wyłącznie negatywnej według niego roli tej struktury w systemie państwowym PRL.