Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy "dezubekizacyjnej" nie zadowolił wszystkich. To, moi zdaniem, świadczy na korzyść Trybunału.
Jedni powiadają, że odebranie przywilejów byłym esbekom to odwet. Inni z kolei ubolewają, że przywrócenie przywilejów byłym członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego to zbytnia wielkoduszność wobec generała Jaruzelskiego i kolegów.
A ja myślę, że tym razem wyrok TK jest sprawiedliwy, zaś krytycy - ci "z lewa" i ci "z prawa" - nie mają racji. Najpierw jednak przypomnieć trzeba zasadniczą treść wyroku.
Z jednej strony TK uznał, że przepisy odbierające przywileje emerytalne b. esbekom za lata przepracowane w aparacie represji PRL są zgodne z konstytucją. Dodajmy rzecz ważną, a pomijaną w komentarzach tych "z lewa", że ustawa nie odbierała funkcjonariuszom SB pozytywnie zweryfikowanym w 1990 r., przywilejów za lata przepracowane w wolnej Polsce. W tej sprawie TK się więc nie wypowiadał.
Z drugiej strony TK uznał, że odebranie przywilejów emerytalnych b. członkom WRON jest uzasadnione tylko za okres po 12 grudnia 1981. Natomiast odbieranie im przywilejów za lata wcześniejsze Trybunał uznał za niekonstytucyjne.
Dopiero na tym tle można wyrok sensownie komentować. I na tym tle widać też, że niektóre komentarze są nie tyle wyrazem ideowej wrażliwości ich autorów, co po prostu polegają na mijaniu się z prawdą.
Weźmy najpierw oburzenie tych "z lewa". Powiadają oni, że skoro nowa Polska przyjęła w 1990 r. część esbeków do służby w Urzędzie Ochrony Państwa (nb. bardzo znaczną część: 10 tys. na ogólną liczbę 14 tys. funkcjonariuszy nowej służby), to tym samym puściła im w niepamięć ich wysługiwanie się totalitarnej władzy, od czasów Bieruta do Jaruzelskiego.
Faktem jest, że twórcy UOP-u tak tę sprawę wtedy przedstawiali i złożyli tym funkcjonariuszom obietnice zachowania ich przywilejów emerytalnych. I to jest - przyznajmy - pewna trudność dzisiaj, bo państwo powzięło w ten sposób zobowiązania, z których dzisiaj się wycofuje.
Nowa Polska dała pozytywnie zweryfikowanym funkcjonariuszom SB szansę służenia demokracji, po latach kiedy służyli oni polskim komunistom i w pewnym stopniu Moskwie. To był krok wielkoduszny i za to byli esbecy powinni nowej Polsce dziękować do końca życia. Innym argumentem tych "z lewa" jest pozbawienie przywilejów wszystkich którzy służyli w SB, włącznie z sekretarkami i sprzątaczkami.
Wczoraj w "Kropce nad" ten argument kilkakrotnie powtórzyła Monika Olejnik, czemu - naturalnie - basował jej rozmówca, Jerzy Szmajdziński.
Spróbuję odpowiedzieć. Nowa Polska dała pozytywnie zweryfikowanym funkcjonariuszom SB szansę służenia demokracji, po latach kiedy służyli oni polskim komunistom i w pewnym stopniu Moskwie. To był krok wielkoduszny (pozostawiam na boku kwestię jego rozległości) i za to byli esbecy powinni nowej Polsce dziękować do końca życia. Bo dostali nową szansę, mimo tego, że wcześniej służyli systemowi represji.
Podsłuchy, prowadzenie agentury, szantaże, a nawet skrytobójstwa - to wszystko było dziełem SB. Nawet jeśli nie wszyscy jej funkcjonariusze przyczyniali się do tego w równym stopniu, wszyscy ponoszą moralną odpowiedzialność za pracę na rzecz tej piekielnej machiny.
Domaganie się wypłat wyższych emerytur za niszczenie ludzi, którzy się sprzeciwiali komunistycznej dyktaturze, jest jakimś ponurym absurdem. Zgoda, w 1990 r. to im obiecano. Ale też odrażający moralny wymiar tej obietnicy nie da się zagłaskać gadaniną o "prawach słusznie nabytych" i o "państwie prawa". Trybunał słusznie stwierdził wczoraj, że były to prawa niesłusznie nabyte.
Co się zaś tyczy sekretarek i sprzątaczek, warto zapytać, czy te miłe panie szły do pracy w SB nie wiedząc, co to za instytucja i czy było im obojętne, że tam więcej płacą niż za pracę sekretarki i sprzątaczki w przedszkolu albo w szpitalu?
Nasze miłe panie korzystały z tego, że władza suto wynagradzała sługi reżimu, a także ich personel pomocniczy. I zamierzały w przyszłości skorzystać z wyższej emerytury - na tej samej zasadzie. Czy możemy to nazwać prawem słusznie nabytym?
Teraz krytycy "z prawa". Powiadają oni, że należało napiętnować członków WRON odbierając im wyższe emerytury od 8 maja 1945. Strzelają w ciemno, bo Trybunał ich napiętnował, odbierając im przywileje emerytalne za lata po wprowadzeniu stanu wojennego.
Inaczej mówiąc TK rozumuje zgodnie z intencją ustawodawcy, który chciał odebrać generałom przywileje emerytalne nie za to, że wcześniej służyli w Ludowym Wojsku Polskim, tylko za to że - jako WRON - wprowadzili stan wojenny i nim administrowali.
Czy to dobrze, czy źle, że wcześniej służyli w komunistycznym wojsku, to jest inna kwestia. Tego ustawa nie dotyczyła, więc i Trybunał nie miał tu nic do roboty.
źródło: www.interia.pl ? 25.02.2010 r. Roman Graczyk