Z prof. JANEM WIDACKIM, adwokatem, kryminologiem, rozmawia Piotr Skura
Prawicowi historycy i IPN lustrują ludzi podejmujących w PRL współpracę z wywiadem. Ci ludzie przed laty zaufali państwu, które zobowiązało się zachować ich tożsamość w tajemnicy. Teraz zaś, mimo że nie sprawują żadnych stanowisk publicznych, ich przeszłość wychodzi na światło dzienne. Konsekwencje tego są dla nich poważne.Czy mogą dochodzić przed sądem zadośćuczynienia za nielojalną postawę państwa, które wystawiło ich do wiatru ?
- Tak. są osoby niepodlegające ustawie Iustracyjnej. Mają więc obowiązek zachowania faktu współpracy w tajemnicy. Nikt ich z tego nie zwolnił. Gdyby więc np. pan Bogusław Wołoszański oznajmił, że na początku. lat 90.: "Współpracowałem z wywiadem" i to opisał. to popełniłby przestępstwo. Ale u nas, oczywiście, prawo nie ma zastosowania, ponieważ funkcjonuje rewolucyjna sprawiedliwość.
Czyli Wołoszański nie ujawniając swojej przeszłości - za co dziś się go krytykuje - w rzeczywistości postępował tak, jak powinien ?
- Dokładnie. Ujawnienie te sprawy oznaczałoby popełnienie przestępstwa ściganego z oskarżenia publicznego. Gdyby chciał to ujawnić, powinien się zwrócić do ministra spraw wewnętrznych z prośbą o odtajnienie tego faktu.
Ale mleko się wyIało. Co teraz?
- Ponieważ jest ciągłość państwa. a PRL, czy to się komuś podoba, czy nie, była podmiotem prawa międzynarodowego, obecna Polska jest kontynuacją prawną tamtego państwa. Najlepszym dowodem. na to jest fakt, że cała masa wydanych wtedy aktów prawnych obowiązuje także dziś. W związku z tym. taka osoba, jak choćby pan Wołoszański, ma prawo zaskarżyć państwo polskie, a personalnie ministra spraw wewnętrznych i administracji jako następców prawnych szefa któremu podlegał wywiad, o działanie bezprawne w postaci niedotrzymania zobowiązania zachowania tajemnicy. A jeżeli wynikają z tego powodu jakieś skutki prawne. państwo powinno wypłacić odszkodowanie.
Ale na ile jest to realne do przepchnięcia w polskich sądach ?
- Nie wiem. jak dalece jeszcze obowiązuje prawo w polskich sądach. Zgodnie z literą prawa. takie osoby powinny wygrać - państwo nie dotrzymało zobowiązania, efektem czego są określone negatywne konsekwencje.
Bogusław Wołoszański ma problemy z nakręceniem na zlecenie TVP serialem, który nie wiadomo, czy trafi do ramówki. Telewizja publiczna praktycznie zerwała z nim współpracę.
-To powinien teraz policzyć, ile z tego tytułu stracił i skierować sprawę do Sądu Okręgowego w Warszawie. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
W dodatku w większości takich przypadków dzikiej lustracji dokonują urzędnicy państwowi, jak np. Piotr Gontarczyk, wiceszef archiwów IPN.
- Mamy do czynienia ze stanem chaosu i bezprawia. Panuje domniemanie. że nie obowiązuje prawo nie tylko to z czasów PRL, ale także III RP. Przyjmuje się zasadę rewolucyjnej słuszności. Problemem jest też niespójność prawa. Kiedyś broniłem funkcjonariuszy SB, którym postawiono zarzut mataczenia w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa. Wszyscy funkcjonariusze byli przez szefa MSWIA zwalniani z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej. Przy czym zakres zwolnienia dokładnie określono i napisano. że nie dotyczy spraw agentury. A tymczasem równocześnie IPN opisał to wszystko w jakiejś pub1ikncji.
Czy jest szansa na ucywilizowanie nie Iustracji ? A może będziemy świadkami kolejnych etapów lustracyjnego szaleństwa?
- Nie liczę na ucywilizowanie. Choć można to zrobić. Gdy w 1997 r. weszła w życie ustawa lustracyjna, znalazł się tam przepis zakładający, że jeśli ktoś dysponuje materiałami mogącymi mieć znaczenie w lustracji, to w określonym terminie musi oddać je rzecznikowi interesu publicznego. Zapisano też, że jeśli potem dokumenty będą ujawniane, to grozi za to surowa kara pozbawienia wolności. Ale w tej konfiguracji politycznej na to nie liczę. Mam jednak nadzieję, że w końcu lustracja przestanie ludzi interesować i podniecać.