V felieton Pana płk. Sławomira Sadowskiego
Dziennik Trybuna, dn. 27.05.2020
Sławomir Sadowski
Dezubekizacji ciąg dalszy
Każdy obiektywny obserwator polskiego życia publicznego doskonale widzi jak w naszym kraju, dotkniętym od kilku miesięcy korono wirusem, coraz szybciej narasta potężny kryzys gospodarczy i społeczny. Tysiące firm stoi na skraju bankructwa, milionom ludzi zagraża bezrobocie, całe warstwy i regiony pogrążają się w biedzie, a ceny, inflacja oraz frustracja społeczeństwa dopiero nabierają rozpędu.
Zagrożona PiS-owska ekipa z właściwym sobie cynizmem i obłudą nieustannie rozgłasza w TVP jak to ona samotnie, bohatersko i z poświęceniem walczy z zarazą, zaś opozycja jedynie sypie jej piasek w szprychy. Krzykliwa propaganda i fałszywa troska o zdrowie społeczeństwa (jej symbolem mogą być malowane cieniami oczy ministra Szumowskiego – dowód jego rzekomego przepracowania), mają zatrzeć niewygodną prawdę, że epidemia jest tylko jedną z przyczyn nadciągającej zapaści. Drugim, jeszcze ważniejszym jej źródłem jest prowadzona od prawie 5 lat skrajnie populistyczna i całkowicie woluntarystyczna polityka rządu Zjednoczonej (wokół koryta) Prawicy, marnotrawiącej dla przyziemnych korzyści politycznych wszelkie oszczędności, zapasy i rezerwy państwa – kryzys wybuchłby i tak, zaś korono wirus jedynie go przyspieszył i zintensyfikował.
Nadzwyczajna skala zbliżającego się załamania sprawia, że ogromna krzywda jaką 3,5 roku temu, przy pomocy ustawy „dezubekizacyjnej”, PiS wyrządziło kilkudziesięciu tysiącom niewinnych Polaków, przestaje robić wrażenie. Można nawet ocenić, że poza samym środowiskiem represjonowanych, świadomych do jak wielu nieszczęść i tragedii doprowadzili rządzący, mało kto już o nich pamięta. Opinia społeczna wie, że gdzieś tam toczą się jakieś sprawy sądowe, problemem zajmują się prawnicy, trybunały, więc temat nie jest wart większego zainteresowania.
Wrażenie takie nie jest słuszne, bowiem problem ma mało wspólnego z sądami, sprawiedliwością i prawem, zaś bardzo dużo z czystą polityką (w tym wypadku z brudną). To właśnie polityka powoduje, że desperacko walcząca o zachowanie władzy PiS-owska ekipa tematu represjonowanych z pewnością nie spuści z oka. Dowodem jest postępowanie „osobistego odkrycia towarzyskiego” prezesa Kaczyńskiego, czyli przewodniczącej Trybunału Konstytucyjnego, mgr Julii Przyłębskiej.
Pani Przyłębska przez ponad dwa lata(!) nie raczyła nawet w przybliżeniu podać kiedy TK rozpozna konstytucyjność ustawy (przez bardzo wielu wybitnych prawników ocenionej jako szokujący bubel legislacyjny), ale wreszcie, stojąc wobec zagrożenia, że skargi na rażącą przewlekłość mogą dotrzeć do TSUE, raczyła wyznaczyć termin rozprawy na 17 marca br. W krótkim czasie odwoła go i wskazała jako nową datę 21 kwiecień, następnie zmieniła ją na 19 maj, zaś aktualnie obowiązującym terminem jest 2 czerwiec.
Dla wszystkich realnie myślących osób decyzja jaką podejmie opanowany przez PiS Trybunał jest od dawna oczywista – wydany wyrok stwierdzi, że ustawa represyjna jest całkowicie i bezwzględnie zgodna z Konstytucją. Można być pewnym, że dla pani Przyłębskiej, pani Pawłowicz, pana Piotrowicza i pozostałych dublerów takie bzdurne reguły prawne jak: nie stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, nie karanie osób bez wyroku, nie działanie prawa wstecz, zakaz powtórnego karanie już raz ukaranych, kwestia zaufania do państwa, oraz szereg dalszych cywilizowanych zasad, nie będą miały jakiejkolwiek znaczenia wobec sztandarowego stwierdzenia: „służyli totalitarnemu państwu”. Nasze środowisko nie ma w tej kwestii złudzeń, ale oczekuje wyroku bowiem otworzy on wreszcie drogę do trybunałów europejskich, gdzie szansę na sprawiedliwość i uczciwość są znacząco większe, chociaż też nie przesadnie.
Trzeba tu zauważyć, że kolejne odwoływanie rozpraw nie zostało spowodowane epidemią, (odbywały się w tym czasie inne posiedzenia), natomiast jego przyczyną jest wyłącznie kalendarz wyborów prezydenckich. Otóż prezes Kaczyński bardzo nie chce, aby wyrok powyższy został ogłoszony przed rozstrzygnięciem wyborów, bowiem mógłby znacząco osłabić wcale niewygórowane szanse prezydenta Dudy.
Sprawa jest prosta: bardzo wielu ludzi w Polsce doskonale pamięta, iż ugrupowanie PiS już kilkukrotnie przymierzało się do objęcia analogicznymi represjami dalszych środowisk funkcjonujących w PRL, w tym żołnierzy LWP, funkcjonariuszy MO, działaczy organizacji politycznych, także prokuratorów, sędziów, dziennikarzy, a prawdopodobnie i innych grup zawodowych, uczciwie pracujących w tamtej Polsce. PiS ma wielką ochotę na dalszą dezubekizację, więc zaplanowane orzeczenie TK jest mu niezbędne, aby czynić swe podłości rzekomo zgodnie z prawem.
Problemem prezesa jest to, że wyrok potwierdzający, iż nawet za jeden dzień „służenia totalitarnemu państwu” można zostać pozbawionym emerytury i renty i otrzymać jedynie głodowy zasiłek socjalny, mógłby dzisiaj skłonić wielu Polaków zaczynających kariery zawodowe w PRL do chwili refleksji. Mogliby zacząć zastanawiać się, że swą solidną pracą także wzmacniali Polskę Ludową, czyli jej służyli, więc teraz PiS z pewnością im tego nie daruje. Na przykład górnicy, którzy w ogromnym trudzie przez całe dziesięciolecia podtrzymywali chwiejną socjalistyczną gospodarkę, a w dodatku są formacją mundurową. Albo nauczyciele, którzy latami kształcili miliony młodych Polaków zgodnie z programami nauczania opracowanymi przez ówczesne władze.
Gwoli sprawiedliwości warto dodać, że rzeczywiście zdarzali się w tamtych czasach nauczyciele wyjątkowo gorliwi, wkładający dużo wysiłku w utrwalenie młodzieży wartości obowiązujących w Polsce Ludowej. Na przykład wiele osób studiujących w latach 70 tych w Białymstoku, na Fili Uniwersytetu Warszawskiego, doskonale pamięta młodego doktora prawa konstytucyjnego, który przyjeżdżał na zajęcia z Warszawy. Otóż ten młody wykładowca, oprócz wpajania im, że konstytucja jest aktem absolutnie niepodważalnym, wymagał także opanowania na pamięć dokładnie całej konstytucji PRL i jakiekolwiek potknięcia w tej mierze skutkowały bezwzględnym oblaniem egzaminu – nie zaliczało go w pierwszym terminie z reguły 2/3 zdających. Nikt się temu specjalnie nie dziwił, bowiem młody naukowiec także w swej pracy doktorskiej powoływał się na dzieła Lenina. Podobnych osób było więcej, ale by uspokoić pedagogów z PRL-owskim rodowodem można dodać, że ten młody doktor nazywał się Jarosław Kaczyński, więc represje nauczycielom raczej nie grożą.
Jednak pozostali ludzie, którzy z premedytacją uczciwie pracowali w Polsce przed 1990 rokiem, nie mogą spać spokojnie. Jeżeli wygra prezydent Duda i działacze PiS uzyskają dzięki temu gwarancję bezkarności na kolejne lata (Duda może ich ułaskawiać nawet nie czekając na wyroki sądów), to temat jak najszerszej dekomunizacji – sztandarowe hasło PiS – z pewnością wróci z niezwykłą siłą. Wielu więc Polaków może pewnego ranka z zaskoczeniem dowiedzieć się, że o trzeciej w nocy PiS-owska większość w sejmie uchwaliła, a prezydent Duda już podpisał, iż oni także służyli „totalitarnemu państwu”, więc sprawiedliwość społeczna wymaga, by od teraz żyli w nędzy już do końca swoich dni. Narastający kryzys, w tym zapaść finansowa w jakiej pogrąża się Polska, czynią ten scenariusz coraz bardziej prawdopodobnym.
Jeżeli ktoś nadal ma wątpliwości jacy ludzie rządzą dzisiaj Polską, niech zastanowi się nad jeszcze kilkoma faktami. Otóż zagorzali pisowscy antykomuniści miesiąc temu z niezwykłym samozachwytem przechwalali się przed całym narodem, że pierwszy komunista świata, prezydent Chin, łaskawie zgodził się na rozmowę telefoniczną z A. Dudą. Następnie urządzili propagandową hecę, z udziałem samego premiera Morawieckiego, aby przywitać samolot ze środkami medycznymi, które Chińska Republika Ludowa sprzedała Polsce. Jak widać dla celów propagandowych nawet chiński komunista może okazać się wspaniałym człowiekiem. Za to z pewnością nie usłyszycie z ust premiera, że desperacką walkę z korona wirusem polscy lekarze prowadzą w szpitalach i przychodniach, które w 97 % były wybudowane w czasach PRL. Nie dowiecie się także, że znacząco niższa śmiertelność epidemii w Polsce, w porównaniu z krajami Europy Zachodniej, nie jest wcale zasługą genialnych PiS-owskich władz, lecz tego, że w czasach Polski Ludowej wprowadzono obowiązkowe szczepienia przeciwgruźlicze całego społeczeństwa. Dzięki temu nasza odporność na choroby płuc jest znacząco wyższa niż krajach Zachodu, a zjawisko to występuje także w pozostałych byłych krajach socjalistycznych Wschodniej Europy. Wiedzą już o tym naukowcy w wielu instytutach medycznych, ale można być pewnym, że TVP za żadną cenę nie poinformuje Polaków, że tysiące z nich zawdzięcza dzisiaj swe życie tylko polityce zdrowotnej PRL.