Ocena płk Sławomira Sadowskiego
W dniu 16 grudnia 2016 roku, całkowicie lekceważąc wszelkie standardy demokratycznego państwa prawa, PiS przegłosował sejmie RP jeden z najbardziej niekonstytucyjnych i podłych aktów „prawnych”, t. zw. ustawę represyjną, zwaną też „dezubekizacyjną”.Stało to się dokładnie w 94 rocznicę zamordowania przez skrajnego nacjonalistę pierwszego Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, prof. Gabriela Narutowicza. Ta ciągłość hańby polskiej prawicy jest symptomatyczna.
Powody przyjęcia ustawy tak rażąco łamiącej podstawowe reguły stanowienia prawa, jak i zasady zwykłej uczciwości i przyzwoitości, były proste. Przez prawie trzydzieści lat prawica polska włożyła mnóstwo wysiłku w przekonanie społeczeństwa, iż funkcjonariusze PRL dopuszczali się wszelakich możliwych zbrodni i przestępstw. Aby to potwierdzić, skierowano do IPN wielką liczbę dyspozycyjnych pracowników, z zadaniem wykrycia, opisania i postawienia przed sądami tysięcy rzekomych peerelowskich zbrodniarzy. Efekty pracy pionu prokuratorskiego IPN okazały się żałośnie nikłe wobec potrzeb i oczekiwań – poza sprawami sięgającymi lat stalinowskich oraz kilkoma bardzo mało spektakularnymi przypadkami z późniejszych okresów, nie było kogo i o co oskarżać. Podtrzymanie mitu o zbrodniczości systemu wymagało więc zastosowania nadzwyczajnych rozwiązań i właśnie dlatego została wymyślona ustawa represyjna. Dzięki niej, bez konieczności sformułowania jakichkolwiek aktów oskarżenia, bez procesów sądowych, bez prawa do obrony, dziesiątki tysięcy byłych funkcjonariuszy PRL zbiorowo skazano na materialną wegetację, lekceważąc m. in. fakt, iż wielu z nich zostało pozytywnie zweryfikowanych i później z poświęceniem służyło III RP.
My wszyscy dotknięci ustawą, prawie bez wyjątku przyzwoici, uczciwi ludzie w podeszłym wieku, nigdy nie łamiący prawa, a przez lata rzetelnie służący Polsce, zostaliśmy całkowicie zaskoczeni, wręcz zaszokowani formą i skalą wymierzonych nam represji. Cyniczna, a nawet sadystyczna postawa rządzącego PiS sprawiła, że jedyną naszą szansą wydawało się zwrócenie do polskiego, a następnie, jeśli byłoby to konieczne, do europejskiego wymiaru sprawiedliwości, które powinny naprawić oczywiste krzywdy i bezprawia nam wyrządzone. Nie wszyscy z nas zwrócili uwagę na słowa wypowiedziane podczas uchwalaniu ustawy represyjnej przez ówczesnego Ministra SW i A Mariusza Błaszczaka, który stwierdził, iż „osoby objęte ustawą nie zasługują nawet na ochronę prawną”. Szokująco haniebna postawa wysokiego urzędnika demokratycznego państwa prawa wobec ludzi nigdy nie skazanych, ani nawet nie oskarżonych o jakiekolwiek przestępstwa, wydawała się absurdalna, ale nie doceniliśmy skali złej woli rządzącego ugrupowania.
W drugiej połowie 2017 r., po otrzymaniu decyzji pozbawiających nas wypracowanych emerytur i rent, prawie wszyscy zaskarżyliśmy je do sądu. Zgodnie z przepisami zrobiliśmy to za pośrednictwem ZER, który powinien „bezzwłocznie” przekazać je właściwym organom. „Bezzwłocznie”, w wykonaniu organu podległego MSWiA, okazało się w większości przypadków okresem ponad rocznym, w czasie którego PiS, nie oglądając się na reguły obowiązujące w cywilizowanych państwach, podjął intensywne działania, aby całkowicie podporządkować sobie polski wymiar sprawiedliwości. Udało mu się to dotychczas m. in. w odniesieniu do Trybunału Konstytucyjnego i KRS, i nadal nie ustaje, więc wszyscy widzimy kolejne brutalne zabiegi, aby to politycy PiS, a nie sędziowie decydowali, jakie wyroki będą zapadały na każdym etapie postępowań.
Bardzo trudna sytuacja w jakiej znalazło się polskie sądownictwo, poddawane nieustanej presji i szykanom za jakiekolwiek przejawy niezależności i niepodporządkowania się obecnej władzy, odbiła się także na naszych sprawach. Wobec ustawy w sposób oczywisty niekonstytucyjnej, ale zachowującej pozory legalności, Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił się w styczniu 2018 r. do Trybunału Konstytucyjnego o jej ocenę. Okazało się, że Trybunał, niewątpliwie pamiętając wskazówkę ministra Błaszczaka, w ogóle nie chce zająć się tym aktem i do tej pory (po ponad 22 miesiącach) nawet nie wyznaczył terminu jego rozpoznania. W konsekwencji tysiące naszych skarg, które powinien rozpatrzyć SO w Warszawie, ewentualnie inne sady okręgowe w terenie, zostało przez zdezorientowanych sędziów zawieszone, w oczekiwaniu wykładni TK.
Nikogo przy tym nie obchodzi, że bardzo wiele osób z naszego środowiska, z racji wieku, chorób i degradacji materialnej, często nie pozwalającej nawet na wykupienie leków, po prostu umiera, nie doczekawszy nie tylko sprawiedliwości, ale nawet szansy przedstawienia przed polskimi sądami swoich krzywd. W ciągu ostatnich dwóch lat odeszło już prawie 1000 z nas, do czego przyczynił się nie tylko wiek, ale i ciężki stres wywołany poczuciem niesprawiedliwości. Trzeba dodać, że w tej liczbie jest także ponad pięćdziesięciu represjonowanych, którzy zmarli w wyniku aktów samobójczych – odmawiając przyjmowania leków, głodząc się, lub inaczej odbierając sobie życie. Czy rządzący zdają sobie sprawę jak wielkie było poczucie krzywdy tych ludzi, że posunęli się do tak desperackich czynów?
W ostatnim okresie, po prawie trzech latach od uchwalenia ustawy, pojawiły się pierwsze symptomy, że nasza sytuacja może się zmienić. Jakiś wpływ na to mogło mieć rozpoczęcie przez nas pisania skarg na przewlekłość postępowań sądowych, ale nie tylko to. Godne podkreślenia w tym zakresie jest sprzyjające nam stanowisko i ekspertyzy Rzecznika Praw Obywatelskich, a także oceny formułowane przez wielu innych wybitnych ekspertów i niezależne autorytety prawnicze. Szacunek i uznanie należy się ponadto coraz większej liczbie polskich polityków opozycyjnych, zwłaszcza Lewicy, którzy publicznie deklarują zrozumienie dla potrzeby naprawienia naszych krzywd. Warto docenić również pojawienie się w polskich mas mediach pierwszych, nielicznych jeszcze, wzmianek i artykułów, dowodzących, iż rzetelni publicyści dostrzegają już, jak głęboka niesprawiedliwość dotknęła nasze środowisko, i nie boją się o tym pisać.
Najważniejszym jednak czynnikiem, autentycznym promykiem nadziei jaki nam zaświecił, okazał się fakt, że w polskim wymiarze sprawiedliwości wciąż funkcjonuje wielu bardzo uczciwych, rzetelnych i odważnych sędziów, mających niezwykle mocno ugruntowaną świadomość swej roli strażników autentycznego prawa i sprawiedliwości. Kilka sądów apelacyjnych, doskonale zdając sobie sprawę z sytuacji w Trybunale Konstytucyjnym, orzekło, że oczekiwanie na stanowisko tej izby co do ustawy represyjnej nie jest konieczne dla wydania wyroków przez sądy okręgowe. Otworzyło to wreszcie drogę do merytorycznego rozpoznania naszych spraw, odbyły się pierwsze rozprawy, zapadły pierwsze wyroki.
Dla sędziów, kierujących się regułami prawa i Konstytucją jako najwyższym aktem legislacyjnym, decyzje obniżające nam świadczenia okazały się w sposób oczywisty niesprawiedliwe i bezprawne. Z uznaniem można przeczytać klarowne uzasadnienia ogłoszonych wyroków, których sporządzenie, wobec świadomie stworzonej przez rządzący PiS sytuacji chaosu prawnego i absurdu obowiązywania ustawy nie spełniającej elementarnych norm, nie było łatwe. Dzięki takim postawom w sądach okręgowych wielu miast Polski zapadło już około 40 wyroków przywracających wypłacanie świadczeń w wysokości nieobniżonej ustawą. Nie są one jeszcze prawomocne i batalia o sprawiedliwość będzie nadal trudna, stresująca i długotrwała, ale dla tak krzywdząco i brutalnie potępionego środowiska jak nasze, jest to już bardzo dużo. Sędziowie z Częstochowy, Katowic, Kielc, Piotrkowa Trybunalskiego, Suwałk, Lublina, Rzeszowa, a pewnie już i innych miast, którzy nie ulegli brutalnej presji rządzącej formacji politycznej, zasługują na najwyższy szacunek i niewątpliwie przejdą do chlubnych annałów polskiego sądownictwa.
Wyżej opisana sytuacja, moralnie oczywista, a powoli rozjaśniająca się też od strony formalno-prawnej, ma nadal jeden bardzo trudny obszar. Jest nim postawa Sądu Okręgowego w Warszawie, który z racji właściwości powinien rozstrzygnąć największą liczbę naszych procesów. Ten właśnie Sąd skierował w początkach 2018 r. pytania do Trybunału Konstytucyjnego odnośnie do ustawy represyjnej, co skutkowało zawieszeniem na czas nieokreślony (na zawsze?) tysięcy rozpraw. W efekcie cały warszawski SO zamarł w bezruchu, chociaż jego sędziowie z pewnością już wiedzą o możliwości wydawania uczciwych i rzetelnych wyroków, co wykazali wyżej wskazani sędziowie spoza stolicy. Niewątpliwie dobrze też orientują się, iż Trybunał Konstytucyjny z pełną premedytacją odwleka termin wydania decyzji o ustawie represyjnej. Szansa, aby to się zmieniło jest minimalna, gdyż osoby kierujące jego pracami doskonale zdają sobie sprawę, że albo wydadzą wyrok zgodny z zapotrzebowaniem rządzących i wówczas ośmieszą się jako prawnicy, albo orzekną zachowując przyzwoitość, ale wtedy narażą się PiS.
Z bólem trzeba tu jeszcze raz przypomnieć, iż w czasie trwania tego prawniczego zapętlenia umierają kolejni całkowicie uczciwi i niewinni ludzie, cynicznie nazwani zbrodniarzami, i nie mogący się doczekać minimum sprawiedliwości.
W tej sytuacji nie byłoby nadmiernym oczekiwanie, że Sąd Okręgowy w Warszawie wycofa swe pytania skierowane do TK i samodzielnie podejmie trud oraz odpowiedzialność za naprawę rażących krzywd, które spotkały dziesiątki tysięcy uczciwych obywateli Polski. Można być przekonanym, iż Trybunał Konstytucyjny z wdzięcznością zgodzi się na takie rozwiązanie.
Płk Sławomir Sadowski
Białystok, listopad 2019